TEN rozdział w sensie wizualnym należy do najmniej efektownych, tym bardziej, że zrezygnowałem w nim świadomie z jakichkolwiek odnośników i ilustracji. Zachęcam jednak gorąco do ciekawej lektury.
Kanwą i motywem tego rozdziału jest film braci Wachowskich "Matrix". Film ten wzbudził emocje, o tak ! Widzowie zaczęli oglądać go po kilka razy, a akademicy pisać o nim analityczne artykuły. Wszedł na ekrany w 1999 roku, scenariusz zapewne powstał w połowie lat dziewięćdziesiątych. Sądzę, że istota tego filmu i jednocześnie powód jego niesłychanej popularności to pytania o sztuczną inteligencję, w skrócie AI (artificial intelligence).
Zapraszam teraz w niezwykłą podróż w świat MATRIX'u, który istniał w naszch umysłach, na długo przed filmem. Oto jak naukowcy i filozofowie, a nawet mityczni bohaterowie oglądali MATRIX'a w swoich kinach-nie-kinach.
Frank J. Tipler w swojej książce "The Omega Point as Eschaton: Answers to Pannenberg’s Questions for Scientists", wydanej w latach osiemdziesiątych, twierdzi, że:
"Komputer o odpowiedniej mocy przeliczeniowej może stworzyć całą społeczność istot inteligentnych.
Członkowie tej społeczności myśleliby i odczuwali, żyli i umierali, w obrębie swego symulowanego świata, zupełnie nie zdając sobie sprawy z faktu, że zdani są na łaskę nieznanego operatora. W wyniku całej tej dyskusji nasuwa się nieodparcie pytanie: skąd wiemy, że sami jesteśmy "realni", a nie stanowimy zaledwie symulacji w ramach jakiegoś gigantycznego komputera?
Kwintesencją zawartych tu tez jest pytanie: czy symulowani ludzie są realni? Z ich własnego punktu widzenia, z pewnością tak. Nie ma wprost żadnego sposobu, by symulowani ludzie byli w stanie stwierdzić, że >>tak naprawdę<< to są we wnętrzu komputera, że nie są istotami realnymi, lecz tylko symulowanymi. Prawdziwa rzeczywistość, fizycznie istniejący komputer, jest dla nich stamtąd, gdzie się znajdują, z wnętrza komputerowego programu, całkowicie niedostępna. (…) Nie ma żadnej metody pozwalającej symulowanym ludziom na odróżnienie, że są zaledwie symulacją, ciągami cyfr krążących po obwodach komputera, że nie są realni"
A teraz zabierze głos tuz fizyków-relatywistów sam on, Roger Penrose (w rzeczywistości zagorzały przeciwnik tzw. twardej AI):
"Jeśli kiedykolwiek odkryjemy, jakie cechy układu fizycznego sprawiają, że staje się on świadomy, być może zdołamy sami skonstruować taki układ. Trudno byłoby nazwać go "maszyną" w obecym znaczeniu tego słowa.
Można sobie wyobrazić, że takie obiekty zyskałyby nad nami ogromną przewagę, ponieważ byłyby zaprojektowane specjalnie tak, aby zyskać świadomość. Nie musiałyby rosnąć z pojedyńczej komórki ani dźwigać ze sobą niepotrzebnego bagażu odziedziczonego po przodkach (to znaczy starych i "bezużytecznych" części mózgu i ciała, jakie przetrwały w naszych organizmach tylko z powodu "przypadkowości" naszych dalekich przodków).
Można sobie wyobrazić, że korzystając ze swej przewagi obiekty takie zajęłyby miejsce ludzi, podczas gdy algorytmiczne komputery są, moim zdaniem, skazane na slużebną rolę"
A oto nadwyraz ciekawy pogląd Jerzego Prokopiuka, religioznawcy, filozofa, psychologa i wreszcie gnostyka:
Zapytajmy najpierw: Gdzie – i kiedy – jesteśmy? Tak, żyjemy w świecie zwanym Matrix – ale co to za życie? I co to za świat? Ten, który opuściłem, obejrzawszy film pt. Matrix, czy też ten oto, w którym teraz piszę te słowa. Oba: wirtualny świat Matrix z filmu i — jeśli wierzyć zarówno starym braminom Indii, jak twórcy buddyzmu i, wreszcie, antycznego gnostycyzmu — także tzw. „nasz” świat.
A zatem świat, w którym żyjemy, byłby tylko snem, złudzeniem, pozorem, mayą, za którą kryje się prawdziwa Rzeczywistość? (A my sami, ludzie, czy też bylibyśmy snem — i czyim? — ułudą i pozorem — jeśli wierzyć Chrystusowi, który rzekł do św. Katarzyny ze Sieny: „Ciebie nie ma, Jam jest”?) Tak sądziły już starożytne Indie (i tak sądzą nadal), których mędrcy — riszi — zapewne jako pierwsi sformułowali pojęcie świata jako mayi, kosmicznego złudzenia, w którym uwikłany jest człowiek. Dla nich „życie jest snem” — przekonanie to powtórzy w Europie jeszcze w siedemnastym wieku Calderon de la Barca w dramacie o tym samym tytule. W Indiach, dodajmy, sen życia, maya, to np. dla wyznawców Siwy skutek kosmicznej gry-i-zabawy, jaką jest jego taniec, lila. W tym głębokim przeświadczeniu starożytnych i współczesnych Indii zdają się tkwić — świadomie czy bezwiednie? — ideowe korzenie filmu Matrix.
Zbawca z Matrix ma swego Judasza, ale ma także swą Marię Magdalenę. I jak w Ewangelii to ona pojawiła się jako pierwsza u Grobu Chrystusa Jezusa i pierwsza spotkała Zmartwychwstałego, tak w Matrix to pocałunek kochającej kobiety przywraca życie Zbawcy. Tylko bowiem Miłość może pokonać śmierć i dać nowe życie.
A co o tym sądził Sam Wielki Pitagoras:
Teoria liczb ateńskich pitagorejczyków z V w. p. n. e. , zakładała, że liczba, podobnie jak słowo i nazwa, a nie materia i przestrzeń jest ostateczną rzeczywistością wszechświata, i co Wy na to?